Listy od moich fanów
List października ·
Drogi Panie Krzysztofie,
nie odzywałam się jakiś czas, bo wolę napisać coś mądrzejszego rzadziej, niż męczyć kogoś bzdurami częściej. Nie wiem, czy Pan się ze mną zgodzi, że spotykamy często na swojej drodze osoby, które ważą na naszym dalszym funkcjonowaniu, stanowią jego integralną część i nie wyobrażamy sobie dalszego egzystowania bez tychże. Otóż, proszę sobie wyobrazić:
Gdy miałam niebywały zaszczyt poznać Pana w Kazimierzu, dokąd pojechałam z moją córką Eweliną, byłam wielce rozgoryczona faktem, że pewien człowiek nie zechciał ze mną spędzić swych dalszych dni. Wtedy bardzo pomogła mi Pana CD, którą podsunęłam Panu do podpisu, i której jeden egzemplarz podarowałm córce, jeden schowałam głęboko do torby, a jeden wysłałam pocztą z Kazimierza temu człowiekowi właśnie, zresztą z Pana miłą dedykacją. Moja córka była wtedy bardzo niezadowolona, bo Ona chronicznie nie znosi osób, przez które ja płaczę, lub które wyrządzają mi jakiekolwiek zło, co jest zjawiskiem normalnym. Stała jednak ze mną na tej poczcie i ani słowem się nie odezwałą, a doskonale wiedziała, komu wysyłam, i co .
Ów człowiek otrzymał ode mnie list, lecz zafascynowany aktualną panienką, stanowiącą pseudo miłość, zajęty uciekaniem w pejzaż starego Mokotowa, rzucił go gdzieś w kąt, tam gdzie trzyma się tak zwane rzeczy “na potem” i gdzie ja trzymam kolokwia moich studentów “do sprawdzenia jutro”. Minął lipiec, sierpień, wrzesień, niczym w “Adio pomidory” i oto, proszę sobie uprzejmie wyobrazić, otwieram ja drzwi mojego domu, a stoi w nich ów pan, ściskając w ręce Pana CD z fenomenalnym Cugowskim i tako rzecey do mnie (odzianej w dres z second-heand’u, nieco na rauszu w wyniku alkoholizacji Polską Miodową),: “Piękna Agato Katarzyno (zapamiętał!), – bo najważniejsze jest to, by pokochac naprawdę, cóż, gdy motyli masz sto…”, i rzuca się na mnie, i całuje moją szyję wysmarowaną antybiotykiem przeciwko zmianom hormonalnym, i zdziera ze mnie mój dres za 15 złotych polskich, i dotyka mnie tam, gdzie właśnie się wydepilowałam, i rozciera moje łzy wraz z tuszem wodoodpornym, i ciągnie mnie lubieżnie za włosy, i ja go wciągam do kuchni pełnej słoików naszykowanych na dżemy, i on mnie sadza na blacie kuchennym, a ja sobie przypominam “jestem, jestem cała, cała w maku”, a ja jestem cała na tyłku ubarwiona gruszkami, cała, cała, o Boże, jak cała, i ta Pana płyta nam wciąż towarzyszy i nie wypuszcza jej ów człowiek, który ma na imię Artur, z prawej dłoni, traktując ją jak sacrum, nie mogące sięgnąć żadnej powierzchni. I gdy już zmęczeni tym zaskoczeniem obupólnym, bądź co bądź, oddychamy spokojniej, ja tak sobie myślę, że dużo jednak miłych chwil zawdzięczam Pana osobie. Towarzyszą mi Pana teksty codziennie, moja córka ma opis na gadu-gadu “smak życia mieści się tym, aby przeżyć je z pasją”, a jak sobie “popijemy” to moje 23-letnie dziecko mówi, “Mamo, włącz Logana”. I dla takich chwil warto żyć. Dałam dziś Arturowi do przeczytania “Aktorkę” i “Kobietę w malinowym szlafroku”. Zrozumiał. I ja jestem mądrzejsza, i on, i moje dziecko.
Za rok wychodzi za mąż Patrycja Mijakowska, moja wielka koleżanka ze studiów. Za jednego Belga, który pracuje przy produkcji kopert z wypełniaczem, z których my Polacy lubimy sobie “strzelać”. Zaręczyli się tydzień temu. Bez zastanowienia wysłałąm jej Pana CD, niech posłucha, w tym swoim szczęściu o “mojej małej nostalgii”, “o muzyce Mozarta”, “o motywie martwej natury”. A Pan niech pisze, Panie Krzysztofie, niech Pan napisze o sztormowym wybrzeżu Juraty, gdzie koszy już nie ma, bo pokradli, niech Pan pisze o dalszych kolorach grzechu, które to “Kolory..” zamawiam w przyszłym miesiącu, bo póki co wydałam kasę na lekarza, gdybym tego nie zrobiła- pewnie nie dane mi byłoby posłuchać Pana niezwykłych, kolejnych tekstów!
Ukłony dla “Trzcinki”, jak wysiadałam wczoraj wprost w kałużę z jego samochodu wspomniałam sobie Państwa i bez wahania plasnęłam butem za 500 złotych w wodę! Warto.
Agata
Komentarze
Zobacz też: Obszerne fragmenty listu od Elżbiety Piotrowskiej List grudnia